wtorek, 1 stycznia 2019

GRUZJA po raz trzeci, czy ostatni ? Treking z Mestii do Ushguli




Wiedziałam, że jeszcze tu wrócę, choć "klimat" już nie ten sam w porównaniu do mojego pierwszego wyjazdu ponad 6 lat temu, to dobrze się tu czuje. Został mi do zwiedzania ostatni region z serii "must see" w Gruzji, mianowicie Swanetia!

Nasz plan zakłada treking z Mestii do Ushguli (56 km) oraz relaksacyjny przejazd do Bojromi i przede wszystkim co powinnam ująć jako pierwsze dobre gruzińskie jedzonko i winko! 

Jadę w listopadzie wiec tłumy turystów dawno znikły, gospodarze nie spodziewają się gości i nie powinni być pazerni. Jedyny minus to już dość niskie temperatury do spania w namiocie.
Lecimy w relacji Warszawa- Kutaisi i zaliczamy obowiązkowy nocleg na lotniskowych kanapach, bo co można innego robić o 4 nad ranem na lotnisku?  Nikt się nie czepia, obsługa jest wręcz przyzwyczajona do obozowiczów jak my. Po drzemce łapiemy z drogi przed lotniskiem busa do miasta (ok. 30 min jazdy), a tam jak tylko powiecie gdzie chcecie jechać, znajdzie się taksiarz, a jak popytacie lepiej spod bazaru odjeżdżają  marszrutki. Różnica cenowa 50 lari/os za taxi, a 30 lari za busa/na osobę do Mestii. Stosunkowo dużo mi się to wydawało, ale już wkrótce się przekonam, że nie jest to ani krótka ani łatwa trasa.

Dojeżdżamy po 2,5 h do Zugdigi i tam mamy przesiadkę do mniejszego samochodu do Mestii. Wprawdzie nie czekamy bardzo długo na odjazd ale jedziemy najpierw pod dom kierowcy, gdzie znika on na parę minut, wraca z żoną i przynosi dla nas reklamówkę mandarynek, potem jedziemy pod warsztat samochodowy, a następnie pod obskurne bloki, gdzie czekamy kolejne kilkanaście minut i obfotografowujemy wszystkie świnki w okolicy...


W końcu wyjeżdżamy z Zugdidi i następny postój mamy już w górach za ogromną zaporą wodną "Enguri Dam" przy maleńkiej Cafe. Dopada na gromada piesków licząca na posiłek. Biedaki mają pokaleczone nogi i otyłością nie grzeszą. Okolica też nie napawa optymizmem, straszą nas betonowe ruiny, nie daleko stoją rozpadające się domki i dymiące jak smok kominy jakiejś fabryki.




Jedziemy dalej po ok 3 h docieramy do Mesti, jest przed 18.00 i wchodzimy do pobliskiej knajpy Sunset (na ten moment najlepsza w Mestii!). Zamawiamy kolacje, a w międzyczasie robimy obchód wioski w celu znalezienia gazu do naszego palnika. Bez powodzenia. Na szczęście knajpka okazała się strzałem w dziesiątkę, domaszne winko i jedzenie porawiły nam humory :)
Hostel znajdujemy na bookingu, ale nie rezerwujemy tylko idziemy na miejsce i targujemy na ciut niższą cenę (60 lari za 5 os.)

Dzień dobry Mestia!


charakterystyczna wieże w Mestii

Treking Mestia- Adishi- Ushguli to łącznie ok 56 km. Trasa rekomendowana jest na 4 dni trekkingu dla osób które chcą nocować w guesthousach, my mamy namioty i rozkładamy trasę na 3 dni. Jeśli dzień byłby dłuższy to dałoby się  to zrobić w dwa dni i bez namiotu, nocuje się wtedy w połowie trasy w Adishi u gospodarzy. Szlak jest w większości dobrze oznakowane, jedyne trudności mieliśmy w wiosce Zhabeshi, tu przydał się GPS aby sprawdzić nasze położenie.


Pierwszy dzień robimy ok 20 km i 1600 m do góry.
Rano szybko jeszcze załatwiamy gaz w sklepie spożywczo -przemysłowym (sugeruje go już kupić na lotnisku zaraz po przylocie lub w Kutaisi) i o 8 jesteśmy na szlaku. Można zacząć z centrum lub wyjść z Mestii główna droga, a za charakterystycznym białym futurystycznym mostem odbić w prawo do góry, po 3 min na szutrowej drodze spostrzeżemy biało żółte znaki. Mijamy Hotel Tetnuldi, oraz nowo budującą się stację transformatorową. Po godzinie dobrego trekingu pod gore będziemy mieli super widok, z jednej strony na miasto, a w drugą na Uszbę. Około południa osiągamy przełęcz gdzie z jednej strony wciąż mamy Ushbę, a z drugiej rozciąga się wspaniała panorama na swanecką dolinę i panującym nad nią Mt. Tetnuldi. W wiosce Zhabeshi, mamy małe trudności w odnalezieniu szlaku, jest on trochę przydeptany przez wszechobecne ślady krów. Pomaga GPS, znów idziemy do góry, powyżej wioski w stronę widocznej stacji narciarskiej. Ostatnie 300 m dzisiejszego dnia idzie nam bardzo powoli.
Nocujemy przy stacji narciarskiej pod wyciągami, z widokiem na Tetnuldi.

Mestia już za nami


Uszba




Ushba nas nie opuszcza

najpiękniejsza polana na trasie

idziemy w stronę Tetnuldi, powyżej wiosek Murksheli i Zhamushi


ostatnie metry przed osiągnięciem stacji narciarskiej 

Tetnuldi ski resort


Dzień drugi ok 19 km i ok 1200 m do góry W Adishi polujemy na chleb udaje zakupić się od gospodarzy trzy na pewno już tygodniowe jak nie lepiej bochenki. Najbardziej ekscytujący momentem dnia jest przekroczenie rzeki. W przewodnikach polecają przeprawę końmi i wcale się nie dziwie, woda jest lodowata...podwijamy spodnie i trzymając się za ręce pokonujemy lodowcowa rzekę. Nie jest źle, nad Bajkałem była wyższa i bardziej rwąca. Teraz mocna wspinaczka do góry, ponad 400 m, z super widokiem na lodowiec Adishi. Pierwsza cześć trasy pokryta jest lodem, druga śniegiem. Po bajecznym różowym kolorze gór, pozostało tylko wspomnienie, zaszło już słonce, a na horyzoncie pozostał pomarańczowy pas wskazujący zachód. Jest na tyle śnieżnie i biało dookoła ze nie wyciągamy czołówek aż do szczytu. Jesteśmy na Chkhunderi pass (2655m). Teraz już tylko w dół, szukamy miejsca na nocleg przy bieżącej wodzie której nam brakuje. Do wyboru mamy nocleg przy źródłach, jedno ok 1,5 km w dół, (są miejsca na namioty) następne po ponad 2 km od pierwszego, brak miejsc na namiot, stromo w dół,  schodzimy jeszcze 3 km pod wodospad. Sporo zeszliśmy ok 500 m, będzie ciepły nocleg. Nocujemy pod wodospadem, na mapie miejsce jest zaznaczone jako camping, ok 3 km przed mini osadą Khalde.

suszymy śpiwory po mroźnej nocy



Adishi


lodowata rzeka wypływająca z lodowca Adishi, która trzeba przejsć..

lodowiec Adishi


Dzień trzeci 17 km i głownie w dół, do góry zaledwie 400 m.
W Osadzie Khalde mieszka tylko 1 rodzina! Reszta rodzin uciekła po 1876 kiedy to wioska została najechana i zniszczona przez Rosjan. Widok bardzo dziwny, po domach zostały pojedyncze sterczące ściany, trochę przypomina to scenę z horroru. Ta jedna rodzina, która się ostała prowadzi guesthouse. Wokół domu mnóstwo szklanych butelek świadczących o kręcącym się tu biznesie w sezonie. Niedługo się to pewnie zmieni i będzie tu jeszcze większy ruch gdyż widzimy potężny spych wyrównujący grunt pod nowe domy, zapewne będzie to schronienie dla turystów. Następnie dochodzimy do większej wioski Iprali po niej Davberi. Jesteśmy na głównej drodze prowadzącej z Mestii do Ushguli, mijają nas samochody z turystami. Można łapać stopa lub nią podążać, ale na pewno ciekawiej będzie wrócić na szlak, co czynimy po ok 1,5 km skręcając w lewo za wioską i pniemy się do góry powyżej wioski. Szlak nie jest oczywisty, przechodzimy obok gospodarstw, ale po jakimś czasie pojawia się oznakowanie.  Następna część trasy jest dość monotonna, głownie trawers, z widokiem na szutrową drogę poniżej nas zmierzającą do Ushguli. Idzie się polanami i lasem, aż do połączenia dróg na ok 2 km przed z główną drogą do Ushguli. 

Khalde, mieszka tu 1 rodzina 


Khalde, w budowie nowe domy



Iprali, znajdziecie tu wiele gospodarstw na nocleg



1,5 km główną drogą przez wioskę i znów skręcamy na szlak 




nareszcie Ushguli! uważane za najwyżej położoną osadę Europy, na wysokości 2200 m n.p.m.

Ushguli- miasto wież! Do dziś przetrwało ponad 200 tego typu zabytków. Tutaj zobaczycie 37. 

Szchara (5068 m n.p.m.) najwyższa góra w Gruzji, przysłonięta chmurami 

W Ushguli okazało się że wszelkie bary/ kawiarnie są pozamykane. W ogóle wioska sprawia na początku wrażenie opuszczonej, zamiast ludzi widzimy bezdomne psy i stada biegających świnek. Drogi w wiosce to błotniste arterie, na polanie nad wioską ciężko o czysty kawałek, bez odchodów gdzie można usiąść. Zgodnie stwierdziliśmy, że gdyby nie to że tutaj przyszliśmy, spędzając bajeczne 3 dni w górach, a w zamian przyjechalibyśmy samochodem to moglibyśmy żałować.  Pozostaje nam zjeść ostatnie ciastka jakie zostały po 3 dniach trekingu i wytargować stawkę na przejazd powrotny do Mestii. Marzy nam się pyszna i ciepła kolacja. Wracamy z turystami, którzy przyjechali tutaj i spędzili zaledwie 4 godzinki spacerując w stronę lodowca. Czas przejazdu ok 3 godzin. Z roku na rok będzie coraz krócej, w budowie jest utwardzona, asfaltowa droga.