czwartek, 9 marca 2017

Relacja wejścia na Zugspitze, najwyższy szczyt Niemiec (2964m) [2011]




Na Zugspitze można wejść, od strony północnej, przez lodowiec i ferrate. Wymagające wejście, mam nadzieję, że kiedyś mi się uda zaliczyć! (ps. raz już próbowałam- ale padało 3 dni i mam traumatyczne wspomnienia- nie pytajcie ;)  Dla porównania dorzucę wejście łatwiejsze od południa przez dolinę Reintal. 
Czy wejście na Zugspitze jest trudne, może ktoś zapyta ? Nie, można je uznać za sobotnio-niedzielny spacerek, jeśli tylko w naszym czasie wolnym się ruszamy ;)

Zaczynając od względnego początku…po  półrocznym pobycie w Berlinie stwierdziłam że trzeba zaliczyć coś większego. A najwyższy szczyt Niemiec (2964m) nawet pasuje. Nie za trudny ale zmęczyć się trzeba. Chętne na wyjazd się znalazły nawet dwie- Ania i Marta. Przywiozły z Polszy smakołyki, ja załatwiłam nam transport na trasie Berlin- Garmisch-Partenkirchen. Mogłoby się wydawać że przejechanie ponad 700 km może być dość kosztowne, ale  Deutsche Bahn ma fajne grupowe zniżki i wystarczy trochę pokombinować. .tak więc po 6 przesiadkach, 10 godzinach, i wydanymi 13 euro byłyśmy na miejscu. 
Nocleg w Garmisch też po kosztach czyli couchsurfing. W dodatku w wspaniałej lokalizacji czyli koło skoczni skąd wychodzą szlaki;)

Ile zajmuje wejście na Zugspitze z Partenkirchen? – 1 dzień, 12 godzin.

Plan mamy prosty. Wstajemy wcześnie, wychodzimy ok 2250m wyżej czyli na szczycik, tam podziwiamy widoczki i nocujemy. Następnego dnia powrót i impreza na mieście;)Jeszcze tylko przed snem szybko sprawdzamy pogodę i…i dupa jak zawsze, bo ma padać. Cóż, i tak idziemy. 
Tak więc 16 czerwca 2011 zadzwonił budzik, po śniadanku zwarte i gotowe wyszłyśmy ok 6.00. Mijamy stadion ze skocznią.

 Początkowo asfaltówką butujemy aż do pierwszej atrakcji tego dnia. Paternachklamm. Wąwóz z rwącym rzecz jasna górskim potokiem, 60 m ścianami nad nami z wykutymi korytarzami, którymi się przemieszczamy. Tak szumi że się nie mówi a krzyczy, jest dość chłodno i mokro ale bajkowo. No i o tej godzinie za darmo;]

Warto tu przyjechać nawet tylko po to aby przejść się po Paternachklamm.



Chwilę później rozgałęzienie. Droga prowadzi częściowo przez las, ale cały czas obok malowniczo płynącego Partnach. Pogoda wbrew zapowiedzią piękna. I tak mijamy 1 schronisko w Bockhütte (zamknięte ) i odbijamy na zachód. Dopiero po wyjściu z lasu widzimy szczyty otoczone gęstymi chmurami. Dla pocieszenia jest też całkiem ładny widoczek na wodospad no i zbliżamy się do kolejnego schroniska gdzie zaplanowałyśmy drugie śniadanie. 








 W Reintalangehütte wrzątek dostępny za 2eu więc po kanapkach zjadamy jeszcze kisielek. Chętni mogą poopalać się na leżakach lub też pomoczyć nogi. My ruszamy dalej. Przed nami ostatnie metry alpejskiej łąki i już tylko w górę. Jedyna dwójka turystów spotkana tego dnia gubi tutaj szlak, który czasami oznaczony jest usypanymi kopczykami na tym fragmencie. 

Wychodząc na prowadzenie pniemy się do góry uważając czy coś nie leci spod nóg. Już widać kolejny pośredni punkt czyli Knorrhütte. Podchodzimy serpentynami i po chwili grzejemy się koło pieca popijając herbatkę. Tutaj przeważnie nocują turyści  i następnego dnia „na lekko” wychodzą na Zugspitze. My ubieramy kurtki i wychodzimy w stronę mgły. Pjawia się śnieg, zmienia się też oznaczenie szlaku, zamiast malowanych szczałek i kopczyków są tyczki;) Jest i zapowiadamy deszcz. Raczej straszy niż pada. Droga zaczyna się dłużyć, a czas wskazuje że lepiej się pośpieszyć. 




















W oddali widzimy linie i wagoniki stacji Sonn Alpin. Jako że jest połączona ze szczytem wiemy, że nie daleko (dobrze że przeczytałuśmy trochę relacji o ZugspitzeJ...ale nie za dużo bo kawałek dalej mamy problem. Przed budynkami stacji badawczej mamy mały dylemat. Wg mapy szlak biegnie za nimi, na około.  W rzeczywistości nie widać żadnej ścieżki ani naszych tyczek, za to jest wyraźna ścieżka prosto do góry. Nawet schodzi z niej dwójka turystów. W prawdzie powiedzieli nam, że nie damy radę wejść bo są tam drabiny i liny i przeszkody iiii i uświadomiłam sobie że skoro to tam wszystko jest, to jest to na pewno właściwa droga. Zresztą po kilku relacjach wiedziałam że nie może to być trudne, a wręcz ma pomagać. Ruszamy. Zakrętów dużo, kamyki się ruszają, ale wyżej zamontowano metalowe pomoce. 


Drabiną okazał się metalowy schodek a do liny chociaż miałabym lonże to nie wyciągałabym jej z plecaka. Ostatni fragment, już na grani prezentuje się ciekawie. Widok mamy na stronę południową reszta w mgle i chmurach. Szybciutko pokonujemy ostatnie metry i po 12 godzinach marszu znajdujemy się na wybetonowanym podwórku. Tu znajduje się schronisko Münchener Haus oraz stacja kolejki. 



Na sam szczyt trzeba jeszcze zejść na dół za barierkami i drabinką do góry. Przytulamy się do „złotego” krzyża i robimy kilka fotek. Pusto. Cicho. Tylko wiaterek zagonił nas do schroniska z którego okienek oglądałyśmy przebiegające chmurki , zajadając kluski i popijając herbatką i tak aż do zachodu słońca;)btw klusek pomimo że wyglądały smacznie nie polecam. Pewnie lepszym wyborem byłoby piwo.











Nocleg na szczycie Zugspitze? czy to naprawde możliwe? 

Nocleg w dosłownie podziemnym schronisku(28eu/połowa dla DAV). Czuje się trochę jak w betonowej puszce ale cóż- nie wieje. Za ciepło nie jest ale kocy pod dostatkiem z racji, że jesteśmy tu same. Budziki nastawiamy na 5.. może uda się upolować wschód słońca?



Tia…chmury i to deszczowe. Nie jest to nasz wymarzony poranek. 
Śpimy jeszcze dwie godzinki i zjeżdżamy do stacji Sonn Alpin (ok.  4euro). Chmury nad nami i mgła pod nami, ale jakże urocza :D  Stamtąd prosto do Garmisch-Partenkirchen. Tą samą drogą więc już nic nas nie zaskakuje. Po południu niebo się przejaśniło, przydały się nawet bezrękawniki :D


Po drodze budujemy jeszcze swoje totem, przyciągamy motylki i już zastanawiamy się co smacznego zamówimy w Garmisch.


Miasteczko bardzo przyjemne, zawsze lubiłam bawarskie klimaty. A mięsiwo z knedlami i piwkiem wynagrodziły trudy :D  










Brak komentarzy:

Prześlij komentarz