czwartek, 15 marca 2018

Historia jednego zdjęcia - PERU-Jezioro Titicaca [2014]


-Ten statek zaraz w nas walnie!
- nie opowiadaj głupot, przecież nas widzi..
- Może i widzi ale nie zdąży wyhamować!  
- to najwyżej nas trochę przerysuje...
- nieeee, ja nie chce ginąć, nie zgadzam się, niech ten silnik w końcu odpali!! 


Kołyszemy się w rybackiej łódce, woda chlupie pod nogami, odgradzają nas poukładane deseczki aby nie zamoczyły się za bardzo nogi. Co jakiś czas mijają nas kutry rybackie i wtedy fala, uderzająca o burtę, zrasza również nasze twarze. Pewnie musimy komicznie wyglądać przemierzając największe jezioro wysokogórskie na Ziemi w małej rybackiej łódce...ale nie mieliśmy wyboru, był to jedyny dostępny środek transportu na który było nas stać. Wszytko było dobrze, aż do mementu kiedy zgasł nam silnik i już nie chciał odpalić... szczerze mówiąc nie pamiętam czy nam coś groziło, oprócz paru godzin wiosłowania, ale lubię te miny Żaby i Mundka i lubię to zdjęcie. Często gdy myślami wracam do Peru i jeziora Titicaca to pojawia mi się przed oczami.

Historia zaczęła się całkiem niewinnie. Przyjechaliśmy do dużej miejscowości Punta i marzył nam się rejs na wyspę Amantani, (ale łodka jest 1 dziennie pomiędzy 8.00-8.20 i już odpłynęła) lub na drugą wyspę Taquille ( ale oprócz prywatnych motorówek nic nie płynie). Ktoś nam powiedział że najlepiej pojechać na półwysep Capachica i stamtąd będzie więcej promów. Dotarliśmy już na późny wieczór, akurat tak aby znaleźć miejsce na namiot. Wioseczka jest niewielka ale przyjemna, znajdujemy 2 przystanie. Rozpytujemy ludzi o promy i jak zwykle mamy małą niespodziankę. Ten odpływa na Amantani tylko w poniedziałki…a mamy czwartek. Cóż, pozostaje nam dziś podziwiać zachód słońca, a jutro zastanowić się co zrobić. Pobudka skoro świt, składamy namiot i idziemy na przystań wypatrując jakiegoś zabłąkanego promu. Napotykamy się na rybaków oczyszczających swoje sieci z maleńkich rybek. Znów próbujemy swoich sił i dopytujemy o prom, nie mają dla nas jednak żadnej pocieszającej informacji. Przypatrujemy się pracy i jednocześnie rozpoczynamy pertraktacje z jednym z rybaków. Oferuje przewiezienie nas na wyspę Taquile za 100 soli. Po targach płyniemy za 60 sol....a dalej to już wiecie :)

PS. Przeżyliśmy :D



Brak komentarzy:

Prześlij komentarz