poniedziałek, 19 czerwca 2017

IRAN CZ IV. SHIRAZ, PERSEPOLIS, HAMADAN (JASKINIA ALISADR CAVE), TEHERAN


Persepolis, Iran




8.10.2015 nad ranem lądujemy ok 4.30 w Schiraz. Odbiera nas 32 letni Mansur, jak się później przyznaje nie spal cala noc i już od godziny czekał na nas na terminalu. Jedziemy do jego rodzinnego domu gdzie już jego mama gotowa nam podać czaj, kawę czy śniadanie w zależności od naszych życzeń. W pokoju już przygotowane są, tradycyjnie na ziemi 3 posłania:) śpimy do 09:00, pomimo naszych zapewnień ze zdrzemniemy się tylko godzinkę;) po śniadaniu okazuje się ze plan dla nas już został ustalony i jedziemy do Persepolis. Tam czeka na nas przyjaciel Mansura, który jest przewodnikiem. Bilety wejściowe są zaskakująco tanie 150 tys.riali plus muzeum 10 tys. Rozpoczynamy zwiedzanie od pokonania 111 schodów, przechodzimy śladami tysiąca poprzedników posłańców, podległych,i wreszcie turystów przez bramę narodów. Charakterystyczne wyrzeźbione w kamieniu lwy sprawiają wrażenie wciąż strzegących to miejsce. Uruchamiamy wyobraźnię i za zasługa opowieści .. ogromny obszar w większości ruin zamienia się w pałace, ogromne sale z 20 m kolumnami. Pałac Dariusza, Xercesa.W przerwie poznajemy nowy irański przysmak-falafel. Skrobie wyglądająca jak biały chiński bardzo cienki makaron i sok z limonki. Słodkie i pożywne. Po połowie kubka muszę oddać za wygrana;) następnie wspinamy się do grobowców wykutych w skale. Do kogo należały jeszcze nie zostało w 100% ustalone. Po Persepolis udajemy się do Naksze Rostam ( 6 km) czyli grobowców achamenidzkich władców. Przypomina to Doline Królów w Egipcie, tylko szkoda ze nie można wejść do środka i ujrzeć grobowców przypominających egipskie sarkofagi. Tutaj byłoby to nie lada wyzwanie, gdyż wejście jest ok 10 m powyżej naszego poziomu. Ok 16 kończymy zwiedzanie i jedziemy na lunch do "mamy".


Persepolis, wejście główne

Persepolis, 111 schodów do pokonania

Persepolis, brama narodów

Persepolis, pałac Xercesa

irańskie przysmaki, mniam!  


Naksze Rostam, grobowce achamenidzkich władców





Przed nami kolejne irańskie przysmaki ala spaghetti, oczywiście podawane z kefirem i oliwkami obok. Na deser daktyle,herbatka i ogromny wybór słodyczy.




Mała sjesta, opowieści i tłumaczenie kim jesteśmy i co robimy dla rodziców i siostry i jedziemy do apartamentu Mansura. Kolejny litry herbaty z szafranowym cukrem, rozmowy o życiu, podróżowaniu, różnicach i podobieństwach pomiędzy kulturami i aby dopełnić widoku prawdziwego kontrastu, jedziemy na spacer do Persian Gulf, największego w Iranie i jednego z największych na świecie centrum handlowego. Tutaj nie spotkamy czadoru za to mnóstwo blondynek z powiększonymi ustami i nisko zsuniętymi z włosów chustami. Po małych zakupach wracamy na mieszkanie do kolejnych dyskusji przy irańskim ulubionym ananasowym piwku (rzecz jasna bezalkoholowym). Next day przeznaczony jest na stare miasto, meczety, ogrody etc. Zaczynamy od ogrodu botanicznego (150 tys.,naszym zdaniem nie warto). Rośliny w większości jakie spotykamy poza ogrodem, cyprysy, aleje z rożnami i mnóstwo Irańczyków jak i turystów. Drugi cel to mauzoleum Hafeza (150 tys) o ile jest tu tylko grób i mały ogród to warto przyjrzeć się jakim uwielbieniem jest darzony przez Persów. Podobno każdy zna przynajmniej 1 wiersz poety na pamięć i nie zawiódł nas i nasz przyjaciel poproszony o recytacje ulubionego wersetu.


ogród botaniczny, Shiraz, Iran

mauzoleum Hafeza, Shiraz, Iran

twierdza Karim Chana, Shiraz, Iran


 Następnie przenosimy się w okolice twierdzy Karim Chana i spacerujemy do meczetu  Vakil ten jest akurat w remoncie, ale udaje się uchwycić rzędy kolumn. Kolejny kompleks to meczet 7 Imana i jego brata. Tutaj musimy założyć czadory (bezpłatnie przy wejściu) i musimy poczekać na przewodniczkę. Wejście osobno dla kobiet/mężczyzn. Zdjęć podobno robić nie można ale nikt tego nie respektuje, zresztą jak większość zasad w Iranie. Środek, udekorowany mozaiką ze szkiełek wygląda imponująco. Atmosfera modlących się i plączących kobiet odmienia poprzednie spostrzeżenia o tym do czego służy meczet.


meczet Vakil, Shiraz, Iran

meczet Vakil, Shiraz, Iran

meczet 7 Imana, Shiraz, Iran

meczet 7 Imana, Shiraz, Iran


W planach był bazar ale w piątki ,dzień wolny jest zamknięty. Trzeci meczet który najlepiej się prezentuje przy porannym świetle zostawiamy na dzień następny. Powoli kierujemy się na zasłużony lunch do 'mamy' robiąc zakupy i kompletując pamiątki. Małym zaskoczeniem jest załatwienie przez naszego hosta czerwonego wina. Jak się później dowiadujemy w Schiraz znaleziono najstarsze naczynia po winie. 3 l tego trunku to lekka przesada na nasza schorowaną trójkę ale co niektórzy walczą do 6 rano. W Iranie jako ze jest zakaz picia alkoholu to chyba nie trzeba się obawiać policji, a przynajmniej Mansour nie ma oporu prowadzenia samochodu. Z lekkim poślizgiem jedziemy na śniadanko do mamy, przygotowała nam zupkę ala kaszka tylko ze z mięsem...smak dotąd nie znany. Zegnamy się z członkami rodziny, przechodzimy przez próg pod koranem co ma nam zapewnić szczęśliwa podroż. Jedziemy najpierw na terminal i okazuje się że autobus jest o godz wcześniej niż rezerwowaliśmy. Nabieramy tempa i jedziemy zwiedzać meczet Nasir-al-Molk jest już 11, zdecydowanie za późno na dobre ujęcia z powodu tłumu ludzi, zwłaszcza Niemców. Mimo to wpadające promienie słońca przez mieniące sie wieloma kolorami witraże robią wrażenie i aż chce się tu przez chwile przysiąc i podumać. 





Następnie udajemy się na bazar i wraz z Ewelina przepadamy w szale zakupu kolczyków. Po upolowaniu wymarzonej pary bierzemy jeszcze wszechobecne pistacje, przyprawy, suszone róże i możemy jechać na terminal. Koszt VIP busa do Hamedan to 43 tom i jedzie jedyne 15h. Bardzo ciężko przychodzi nam pożegnanie z Mansurem, bardzo zaprzyjaźniamy się przez te 2 dni i już żałujemy ze nie daliśmy sie namówić na jeszcze 1 dzień z nim. W autobusie kończę książkę "czwarty pożar Teheranu" i wysypiam się na przyszłość.





Noc szybko zleciała. Przyjeżdżamy ciut przed 5 na terminal do Hamedan. Nowy host, Mohamed tłumaczy kierowcy taxi gdzie ma nas zawieść. Mohamed okazuje się 2 metrowym Irańczykiem, którego widząc na ciemnej ulicy bym się przestraszyła. Idziemy spać jeszcze do 7 rano. Następnie kierujemy się na północny terminal skąd odjeżdżają minibusy do jaskini Ali Sadr, naszego głównego celu tutaj. Autobus dopiero za godzinę wiec idziemy na śniadanko. Leniwie pijemy herbatę i przed 9 już w busie czekamy na odjazd. Czekamy i czekamy, mija godzina 10, mija 11 i gdy już totalnie jesteśmy zrezygnowani kierowca zarządza odjazd. To nasz rekord 3,30 godz oczekiwania. Pociesza nas tylko tani bilet (25) taxi kosztuje min (300). Po ponad godzinnej jeździe przez w większości pofalowane tereny lądujemy w Ali Sadr. Bus zatrzymuje się przed brama do kompleksu z jaskinia. Tutaj doznajemy kolejnego szoku tego dnia, wstęp kosztuje 25 $.w przewodniku była informacja o 10$...żałujemy ze nie zapytaliśmy się o to Mohameda bo pewnie byśmy sobie odpuścili. Skoro już jesteśmy to płacimy 2 razy większe frycowe jak miejscowi, czekamy na swoja kolej i wchodzimy. Krotki spacer w dol po betonowych schodach i dochodzimy do "portu". Tutaj po chwili oczekiwania (ten dzień już ochrzcimy "czekaniem") zostajemy wpakowani do łódeczki. Ich motorem jest rower wodny i 2 osoby siedzące z przodu maja za zadanie uciągnąć 3 lodki. Konrad od razu wpakował się na przód w ramach małych ćwiczeń. Suniemy powoli po wodzie, bo to w końcu podobno największa wodna jaskinia. Szkoda ze dla turystów udostępniono tylko 4 km. Po pól godzinki wysiadamy na lad i spacerujemy po komnatach, najwyższa sięga  40 m wysokości. Cześć trasy poprowadzono metalowymi pomostami, widać po skalach odbarwienia jak spada poziom wody, przewodnik informuje, że jest to 1 m na rok. Ostatni fragment znów płyniemy lodka i po 10 min jesteśmy przy punkcie startu. Czy warto było zwiedzić jaskinie Ali Sadr? Jaskinia owszem ładna i zwiedzanie na wodzie nie jest czymś standardowym, jednakże finansowo stwierdzamy ze nie warto tyle wydawać, 25 dolarów to za dużo. Lepiej oceniamy jaskinie  Prometeusza w Gruzji. 



jaskinia Ali Sadr, godzina od Hamedan, Iran






Wrócić chcieliśmy tym samym busem i w oczekiwaniu na niego, zatrzymali się obok sami z siebie pracownicy jaskini. To nasz 3 "stop" w Iranie;) W Hamedanie spacerujemy na plac centralny imienia oczywiście Imama Chomeini. Domy wokół przypominają nam zabudowę kolonialna , takiej zwartej jeszcze nie widzieliśmy. Tutaj spotykamy się z hostem, wymieniamy $ (są tylko 2 kantory w Hamedan). Mohamed opowiada nam o górzystej bardzo pięknej części miasta. Faktycznie im wyżej tym zimniej ale i rześkie powietrze. Jest bardzo ładnie nocą dzięki oświetlonemu wodospadzie, wokół klimatyczne knajpki i małe bazary. Ponadto przeczytamy wykute w skale w 3 językach "przykazania" Hercesa. Przypomina ze jest królem królów;) Spacerem zmierzamy w kierunku mieszkania. Czujemy się słabo wiec bierzemy aspirynę i usypiamy przy dźwięku akwarium. 


w drodze, pomiedzy Ali Sadr-Hamedan, Iran

Hamedan, Iran



12.10.2015
Konrad zostaje na mieszkaniu, a my z Ewela idziemy trochę pozwiedzać. Przechodzimy obok mauzoleum Awiceny i zmierzamy na bazar obok placu. Tu jednak niespodzianka cały plac zajęty przez tłum ludzi z flagami i plakatami generała. Okazuje sie ze to 2 rocznica śmierci ważnego Pana o nieznanym dla nas nazwisku. Wszytko pozamykane i nici z zwiedzania. Nie wiedząc co sie dokładnie dzieje i jak sie rozwinie sytuacja wracamy powoli na mieszkanie. Drukujemy jeszcze bilety w kafejce, male zakupy i oczywiście po drodze przylepiają się do nas nowi przyjaciele którzy koniecznie chcą nam pomoc. 


Mauzoleum Awiceny, Hamedan, Iran




Na mieszkaniu pakujemy rzeczy i jedziemy na terminal. Kupujemy VIP bus do Teheranu, (kosz 220 tys.) jedzie ok 3.30 godz i dojeżdża na terminal Jacobe. Konrad jedzie na lotnisko, stargował taxi na 300 tys., a my udajemy sie już do ostatniego hosta, pierwszej dziewczyny na naszym tripie- imieniem Sahar. Odbiera nas z Taleghani i juz po 5 min wiemy ze to nie typowa Iranka. Nie studiuje, nie pracuje bo chce mieć czas na podróżowanie. Ma swój apartament, maluje, profesjonalnie fotografuje i gra na skrzypcach. Zdecydowanie ma tez ADHD ;) pijemy herbatkę, dyskutujemy o podróżach i już sie robi po północy. 

13.10.2015
nasz de facto ostatni dzień, jedziemy zwiedzać Teheran. Zaczynamy od największego bazaru w Iranie. Jest tak ogromny ze szybko wpadamy w labirynt i się gubimy. Sa tu cale sektory na materiały, guziki, szale, biżuterie itd. Wewnątrz znajduje sie tez meczet i tu naprawdę sie modlą, a nie śpią. Zaraz obok jest malutki plac z fontanna gdzie sprzedaja obiadki w styropianowych pudełeczkach za (5 tom) ryz z kurczakiem/kebabem lub fasolka, 1 porcja starczyła na dwie:) na bazarze można by spędzić cały dzień, albo dwa. To tak duży żyjący swoim życiem organizm, ze nie wiadomo czy ciekawsze są rzeczy do nabycia czy ludzie. 










Pijemy kilka herbatek, przyglądając sie życiu i zmykamy do Golestan Palac. Oglądamy go z zewnątrz bo wejście do muzeum (kilka budynków) to koszt (75 tom). Następnie przechodzimy na Plac Imam Komeni, który nie jest niczym szczególnym i  3 stacje metra dalej jest już nasze mieszkanie. Pakujemy w pospiechu nasze rzeczy i zmykamy do metra. Po drodze zwiedzamy jeszcze mury byłej ambasady amerykańskiej. 







W metrze mały szok, gdyż po przejeździe 1,2,3, i kilku kolejnych metrach nie udaje się nam wejść. Dopiero po 40 min wpychamy się i jedziemy na przed ostatnia stacje metra Shahed. Oczywiście znalazło sie przy cale mnóstwo kobiet które chciało nam pomoc i wywieź metrem na lotnisko National. Na Shahed bierzemy taxi (30 tom) i jedziemy na lotnisko. Mamy duuzo czasu, wiec spokojnie sie przepakowujemy, pijemy herbatkę i idziemy odpocząc do pokoju modlitwy. Tam spotykamy bardzo mija dziewczynę z okolic Kerman i zostajemy poczęstowane figami i pizza. O północy pokój modlitw zamykają, ale za to otwierają się inne drzwi. Zaprzyjaźniona z przed paru minut pracownica lotniska zaprasza nas do kantorka na herbatkę na tyły terminala. Chwalimy sie nasza znajomością irańskiego i ulubionego słowa-bastani-lody i już po chwili je zajadamy. Herbatka, daktyle i w drogę, aż zal wyjeżdżać z tego gościnnego kraju.
Tutaj maja trochę inne reguły i najpierw jest check in osobisty, a potem odprawa bagażu głównego i znów check in osobisty. Woda przechodzi bez niczego, chyba nie zwracają na to dużej uwagi.

Wylot o czasie, w Stambule śpimy parę godzin na krzesełkach i lot do Lwowa. Z lotniska bierzemy marszrutke 48 i po dwóch przystankach dalej przesiadamy się, po drugiej stronie ulicy z przystanku odjeżdża numer 32 i 16 na dworzec główny. Gdy przyjeżdżamy mamy akurat 15 min do odjazdu maszyny na granice. Idealnie. Już pachnie Polską i domem :)

lotnisko w Teheranie, Iran

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz