Bardzo często mi się zdarza, że wracam z wyjazdu ze swoim ulubionym zdjęciem, czasem wiem o tym zaraz po jego wykonaniu, czasem okazuje się to dopiero w zaciszu domowym, po przeglądnięciu całej "kliszy". Takie zdjęcie najczęściej staje się czymś w rodzaju okładki do książki, w której zawarta jest historia całej wyprawy. Oprócz tego że jest (najczęściej ) ładne, ale nie musi być, zatrzymuje w mojej głowie sytuacje z nim związaną. Jest to kwestia momentu, godziny albo dnia, albo tak jak w tym wypadku historia całego trekingu w Parku Narodowym Lagodekhi.
Chociaż minęły 4 lata pamiętam jak dziś, gdy autostopem zostaliśmy podwiezieni pod bramy Parku Narodowym Lagodekhi. Ceną za podwózkę była możliwość zrobienia sobie zdjęcia ze mną i koleżanką. Gruzini mieli uciechę. Piękne dziewczyny na tle ich samochodu;) Jeszcze tego samego dnia wyruszyliśmy na szlak. Naszym celem było jezioro o wdzięcznej nazwie Black Rock Lake leżące pomiędzy Gruzją a Dagestanem. Trasa na dwa dni więc wiedzieliśmy że trzeba będzie zanocować wewnątrz parku. Od początki mieliśmy dużo szczęścia. Po drodze znaleźliśmy pełną reklamówkę jedzenia z granatami i gruzińskim przysmakiem -churchele. Tak się złożyło że nawet znaleźliśmy chatkę- otwartą! Z łóżkami! Nie mieliśmy gazu, więc przez godzinę próbowaliśmy rozpalić ognisko aby coś zjeść, niestety słabi z nas harcerze.
Następnego dnia wyruszyliśmy w górę, im wyżej tym coraz zimniej i miejscami pojawiał się śnieg. Już jakieś 4 kilometry przed naszym celem- jeziorem, ukazały się nam namioty i flaga Gruzińska. Niewzruszenie przeszliśmy obok. Po około 100 metrów, słyszymy wołanie i energicznie przywołując nas, machają do nas żołnierze. Zamarliśmy. O co chodzi? Przestraszeni że wkroczyliśmy na niedozwolony teren, idziemy w stronę uzbrojonych żołnierzy. Okazuje się że nie możemy sami, tacy bezbronni poruszać się w terenie przygranicznym z Dagestanem...dostaliśmy asystę. Dwóch uzbrojonych żołnierzy i psiaka. Nie rozmawiali z nami, jeden szedł z przodu, drugi z tyłu. Po około godzinie marszu, ukazało się ONO, jezioro. Gdy podchodziliśmy wszytko było zawiane mgłą i widzieliśmy tylko spokojną taflę wody. Dosłownie na kilka minut chmury i mgła zostały przegnane odsłaniając góry i niebieskie niebo. Dla mnie CUDO.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz